Zobaczenie Wielkiego Kanionu zawsze było moim marzeniem. Jednak jest to miejsce, które trudno odwiedzić tak przypadkiem, po drodze. Wielki Kanion jest celem samym w sobie i w 100% na to zasługuje. Na szczęście pobyt na Zachodnim Wybrzeżu udało się tak zorganizować, aby Wielki Kanion znalazł się na liście głównych atrakcji.

W prawie ośmiuset kilometrową trasę wyruszyliśmy z San Diego. Nie wiedziałam, że znajomi przygotowali dla nas jeszcze dodatkowe atrakcje po drodze. Zanim dotarliśmy do Williams, gdzie mieliśmy zarezerwowany bed&breakfast, zobaczyliśmy
Salvation Mountain Monument i
Imperial Dunes.
Williams to miasteczko na słynnej trasie 66 – Historic Route 66, które żyje z ruchu turystycznego wokół Wielkiego Kanionu. Miasto jest nastawione na turystów, ale w sposób, który nie „zabił” czaru i lokalności miejsca. Nasz B&B mieścił się w dawnym domu publicznym (
the Red Garter B&B Inn), a wątpliwości co do dawnej funkcji budynku, rozwiewała dekoracja fasady.

Kilka restauracji, trochę sklepów z pamiątkami czyli to czego potrzebują turyści. Lecz miejscowość nabrała całkiem innego kolorytu, kiedy zaczęli pojawiać się uczestnicy i fani rodeo. To nie żart, w następnych dniach, w Williams, odbywało się rodeo. Można było poczuć się jak w filmie bo atmosfera w miasteczku nie różniła się zbytnio od tego co można zobaczyć na filmach. Warto sprawdzić
kalendarz wydarzeń w mieście i tak zaplanować pobyt aby skorzystać z dodatkowych atrakcji.
Jak się okazało to już sama droga nad Wielki Kanion stała się atrakcją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz